Spółdzielnia Mieszkaniowa "Akademicka": tak pracownicy uczelni zbudowali sobie domy
Opublikowano 04.12.2024 08:06

Mija 40 lat od rozpoczęcia budowy akademickiego osiedla mieszkaniowego w Koszalinie. Wiele osób związanych z uczelnią mieszka tu do dziś.

Na początku lat osiemdziesiątych minionego wieku powstał pomysł powołania spółdzielni, która wybuduje domy dla marzących o własnym dachu nad głową pracowników ówczesnej Wyższej Szkoły Inżynierskiej w Koszalinie (poprzedniczka Politechniki Koszalińskiej). Wieść rozeszła się pocztą pantoflową, w szybkim tempie zebrała się grupka 11 osób, które dysponowały książeczkami mieszkaniowymi. Jednak w sytuacji absolutnego braku materiałów budowlanych i firm, które mogłyby się podjąć budowy, nawet najwięksi optymiści tracili wiarę, że 49 zaplanowanych domów kiedyś powstanie.

– Wstąpiłem w miejsce kuzyna, który był w grupie założycielskiej spółdzielni, ale się wycofał, bo nawet on nie wierzył, że to się uda – opowiada Zdzisław Sienkiewicz, jeden z pionierów spółdzielni.

W 1982 roku Spółdzielnia Mieszkaniowa "Akademicka" została zarejestrowana, niedługo potem władze miasta przekazały jej w wieczyste użytkowanie 1,5-hektarowy pas ziemi u podnóża Góry Chełmskiej. – Tu był ugór – hulał wiatr i kicały zające – wspomina Irena Śmiałek, która wkrótce została prezeską nowo powołanej spółdzielni (jej nieżyjący już dzisiaj mąż Witold był pracownikiem Wydziału Mechanicznego naszej uczelni).

W 1984 roku w rejonie dzisiejszych ulic Władysława Turowskiego i Arki Bożka została wbita pierwsza łopata. – Zabraliśmy się do pracy w sposób absolutnie żywiołowy. Z zamówionej pierwszej partii 500 rolek papy przydzielono nam 6 sztuk, na zamówionych 600 tys. jednostek cegły otrzymaliśmy zero sztuk – dodaje Irena Śmiałek.


Cegły zrobiliśmy sami

Pierwszy kierownik budowy inż. Jan Saczyński (jego żona pracowała na uczelni) organizował budowę na polu: bez dróg, wody i energii.

Brakowało materiałów budowlanych. Cegły przyszli właściciele domów na osiedlu akademickim wyrabiali więc sami. – Mieliśmy porozumienie z cegielnią w Wierzchowie Złocienieckim – wspomina dr hab. inż. Piotr Myśliński, emerytowany profesor Wydziału Mechanicznego, czyli obecnego Wydziału Inżynierii Mechanicznej i Energetyki (na uczelni przepracował 51 lat). Prof. Myśliński jako jeden z ostatnich dołączył do grupy spółdzielców, a potem był w zarządzie i pełnił funkcję przewodniczącego Rady Nadzorczej. – Cegielnia zatrudniała więźniów przy produkcji. Ale w lecie więźniowie byli kierowani do żniw. Każdy z nas w czasie wakacji musiał więc przepracować w Wierzchowie dwa tygodnie. W zamian za to cegielnia sprzedała nam potrzebną liczbę cegieł.

Podobny układ dotyczył jednej z hut, ale tam do pracy fizycznej pojechało tylko kilku naukowców. W zamian do „Akademickiej” w Koszalinie przyjechał wagon grzejników.

Cement także był nie do zdobycia. Na szczęście ktoś ze spółdzielców miał znajomości w gdańskim przedsiębiorstwie handlu materiałami budowlanymi. Któregoś wieczoru został przysłany wagon cementu.

– Kiedy dostawaliśmy informację: "jest wagon do rozładowania!”, trzeba było rzucać wszystko. Nie było ważne, że ktoś rano musi iść do pracy. Trudno, nie spał. Wagon nie mógł czekać na rozładunek – dodaje Zdzisław Sienkiewicz, który dzięki uprawnieniom do prowadzenia pojazdów ciężarowych stał się ważną osobą na budowie. Legendą obrósł autobus marki Jelcz (tzw. ogórek) przerobiony na pojazd dostawczy. Pan Zdzisław woził nim materiały na budowę ze stacji kolejowej i innych miast w kraju.

Każdy z członków spółdzielni był zobowiązany do przepracowania na budowie określonej liczby godzin, w ten sposób gromadzony był wkład budowlany.

– Kończyłem pracę nad doktoratem. Zadzwoniła do mnie pani Irena i powiedziała, że jestem przewidziany do skreślenia, bo nie mam wyrobionych regulaminowych godzin pracy na budowie. Wytłumaczyłem, że to ostatnie tygodnie przed obroną, potem już będę miał więcej czasu. Dała się przekonać i mieszkam tu do dziś – śmieje się prof. Piotr Myśliński dodając, że dla niego przez długi czas weekendy zaczynały się w niedzielę po obiedzie. – W piątek po pracy od razu biegło się na budowę. Obowiązkowo spędzało się tam całą sobotę i niedzielę do południa. Poza tym raz na miesiąc każdy spółdzielca zamieniał się w nocnego ochroniarza placu budowy.


Budowa to nasz uniwersytet

Kiedy domy miały już zadaszenie, nawet najwięksi pesymiści przestali wątpić. A akademicy-spółdzielcy traktowali budowę jak nowe uniwersytety. – Podpytywaliśmy się wzajemnie o szczegóły techniczne bądź technologiczne. Było ambicją, żeby nie wypaść gorzej od sąsiada.

W 1990 roku do większości budynków już można było się wprowadzić. - Cieszyliśmy się jak dzieci. Mieliśmy wreszcie wymarzony dom – wspomina prof. Bogdan Wilczyński, od kilku lat także emeryt (na uczelni przepracował 51 lat).

W 1992 roku pojawił się pomysł, by spółdzielcy, rękami których zostały wzniesione budynki, stali się pełnoprawnymi ich właścicielami. Po dwóch latach prywatyzacja stała się faktem. – Byliśmy pionierami, to była pierwsza pełna prywatyzacja domów spółdzielczych przeprowadzona w ówczesnym województwie koszalińskim, po wdrożeniu indywidualnego systemu opomiarowania dostarczanej energii cieplnej z miejskiej sieci ciepłowniczej – wspomina Irena Śmiałek.

Wdrożenie uzyskało w 1995 roku wyróżnienie honorowe Rady Wojewódzkiej Federacji Stowarzyszeń Naukowo-Technicznych NOT (wyróżnienie uzyskał zespół w składzie: dr inż. Piotr Myśliński, inż. Jan Saczyński, mgr inż. Irena Śmiałek). W międzyczasie, w 1996 r., z inicjatywy Ireny Śmiałek przy udziale mieszkańców, zamieszkałych przy ulicy Władysława Turowskiego oraz finansowemu wsparciu Urzędu Miejskiego Koszalina, powstał „Park Dostępny”. Projekt został wpisany na listę 141 najlepszych w Polsce inicjatyw obywatelskich w latach 1989-1999.


Domy na osiedlu akademickim mają już blisko 35 lat. W międzyczasie część z nich zmieniła właściciela. Do dziś jednak znacząca liczba budynków należy do pracowników uczelni lub ich rodzin (jest wśród nich ośmioro profesorów i profesorów Politechniki Koszalińskiej).

– Dobrze nam tu się żyje. Mamy jedną z najlepszych lokalizacji w Koszalinie. Blisko dużo zieleni – podkreśla prof. Piotr Myśliński. – 40 lat temu nie było oczywiste, że to się tak potoczy.

 Autor: Jarosław Jurkiewicz 

Zdjęcia: Izabela Gromko, Adam Paczkowski/Politechnika Koszalińska, archiwum

Na historycznych zdjęciach uwieczniono prace budowlane na osiedlu akademickim. Dwie fotografie upamiętniają toast z okazji wytyczenia granic placu budowy i rozpoczęcia robót (1984 rok). 

Na współczesnym zdjęciu (od lewej): prof. Piotr Myśliński, Irena Śmiałek i Jan Saczyński.